FELIETON – K. KOLBIARZ: Myślenie wspólnotowe…
Coraz bardziej angażujemy się w sprawy, które nas dotyczą. I to jest bardzo dobre. Niestety często ta aktywność wynika z braku zgody na „coś”, co w naszym odczuciu jest dla nas złe. W czasach kiedy głównym autorytetem jest internet, bardzo łatwo jest skupić ludzi wokoło sprzeciwu. Sprzeciwu na cokolwiek. Pamiętam czas, kiedy grupka pseudo ekspertów blokowała budowę galerii Dekada. Wszyscy słyszeliśmy wówczas farmazony głoszone przez lokalnego „architekta”, który niemal krzyczał, że Dekada zniszczy średniowieczną „oś ulicy Drzymały” i za wszelką cenę nie można do tego dopuścić. Potem to samo środowisko chciało aby halę sportową (tę samą która stoi przy ulicy Sudeckiej) zbudować wraz z ogromnym parkingiem i sklepami na… obecnym stadionie Stali. Kilka lat później ci sami ludzie ogłosili akcję… „ratujmy stadion Stali”. Hipokryzja do kwadratu.
Wszyscy chcemy żyć w zdrowym środowisku i jednocześnie wszyscy chcemy aby koszty życia były dla nas jak najniższe. Zgadzamy się na inwestycje ale pod kilkoma warunkami. Muszą być jak najdalej od nas, nie mogą naruszać naszych interesów i nie mogą nas nic kosztować. Niestety te emocje i oczekiwania doskonale wyczuwają dyletanci, którzy w myśl zasady „nie znam się ale się wypowiem”, wpływają na zachowania ludzi. Robią to tylko w jednym celu. Ten cel to zysk polityczny czyli rozpoznawalność, która pozwoli kolejny raz pobierać dietę radnego. Nie będę pisał o konkretnych inwestycjach w naszej gminie, które obecnie budzą sprzeciw sąsiadów. Nie jesteśmy aktywni w tworzeniu wspólnych projektów i realizacji wspólnych przedsięwzięć. Budżet obywatelski ze znikomą liczbą wniosków jest tego doskonałym przykładem. Zamiast CHĘCI spotkania się, napisania wniosku do budżetu o budowę (na przykład) placu zabaw na podwórku zarządzanym przez kilka wspólnot mieszkaniowych i próby pozyskania pieniędzy na jego budowę, wygodniej jest stworzyć komitet protestacyjny i ŻĄDAĆ jego budowy. Nie współpraca i wspólna chęć działania ale protest staje się kluczem do uzyskania celu. Brakuje nam poczucia wspólnotowości i chęci zrozumienia szerszego kontekstu. Niemal wszyscy jesteśmy za budową CPK (Centralny Port Komunikacyjny) i tak zwanej szprychy nr 8, która ma przebiega przez naszą Nysę. To dla nas ogromna szansa rozwojowa. A co gdyby ta „szprycha” miała przebiegać nie po obecnej linii kolejowej ale na przykład przez ogródki działkowe i trzeba by było wyburzyć w Nysie kilka budynków usługowych. Wciąż wszyscy bylibyśmy za CPK?
Kordian Kolbiarz Burmistrz Nysy